Forum Forum klanu Twierdza Utraconej Nadzieji Strona Główna Forum klanu Twierdza Utraconej Nadzieji
Nigdy nie trać nadzieji, wiara jest siłą.. siłą którą posiadasz.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zachód Wśród Wydm
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum klanu Twierdza Utraconej Nadzieji Strona Główna -> Biblioteki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sheverish
Administrator



Dołączył: 25 Lis 2005
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:22, 05 Sty 2006    Temat postu: Tańczący Żeglarz i Walka o wielbłądy.

Tawerna Tańczący Żeglarz

Silny wiatr od morza podnosił olbrzymie tumany kurzu na pustyni Calmshanu. Calimport już rozpoczął budzić się po pełnej wrażeń dal złodziejaszków nocy. Karczmarz Obb, stary człowiek z Amn, otworzył swoją przytulna tawernę. Od razu wpadła tam grupa stałych bywalców i zajęła najlepsze miejsca. Aili i Ress weszli do środka po tłumie pijaczków.
-Obb! Witaj przyjacielu! Przyszliśmy po zapasy. - powiedziała do karczmarza Elfka, podając mu sakiewkę.
Staruszek pokuśtykał za ladę i wyciągnął z pod niej pakunek prowiantu. Podał go Ress’ owi.
-Na co wam tyle jedzenia? - spyta zarzucającego sobie paczkę na plecy wojownika - Chcecie przebyć pustynie? Po co wam to?
Rodzeństwo zawahało się. Nie wiedzieli czy mogą zdradzić przyjacielowi, ta tajemnicę. Obb to tylko starzec, którego łatwo przekonać, że jeśli nie powie czego się chce straci Tańczącego Żeglarza. Nie wiadomo kto będzie chciał podążyć za elfami.
-Jak to coś ważnego to nie będę się uprzykrzał.
-Masz rację to jest ważne. Wybacz ale musimy już wyruszyć. -powiedziała dziewczyna. - Do następnego spotkania.
-Bywajcie przyjaciele i bądźcie zdrowi! - machał na pożegnanie Obb. Westchnął i wrócił do obsługiwania klientów.
Między czasie elfy dotarły do stajni po swoje wielbłądy. Napotkali jednak pewne trudności...

Walka o Wielbłądy.

Pięciu ubranych w pustynne ubrania i turbany mężczyzn, z przypasanymi do boku szablami, poganiało wielbłądy Aili i Ress’ a. Dziewczyna od razu chwyciła za łuk i gdy pierwsza strzała leżała na cięciwie, Ress powstrzymał siostrę ruchem dłoni.
-Możesz trafić wielbłąda. Co zrobimy bez wierzchowców?
Ress wyciągnął spod torby prowiantu tarczę i dwa ciemnodrzewiowe oszczepy. Szybkim marszem ruszył na złodziei. Aili truchtała za nim z obnażoną bronią.
Pierwszy padł przebity oszczepem rozpędzonego elfa. Reszta Wyciągnęła szable. Skoczyli do walki. Aili wymachując szaleńczo sejmitarami wpadła w trzech biegnących na jej brata wojowników. Dwóch uległo dziewczynie. Zginęli od ran szarpiących ostrzy. Ostatni dwaj podzieli swe siły i walczyli z rodzeństwem. Szabla świsnęła nisko i drasnęła nie osłonięte kolczugą udo Elfa. Ress został ranny. Z ciężkim pakunkiem na plecach nie nadążał za nie opancerzonym przeciwnikiem.
Aili zobaczyła to. Sparowało jedną bronią szable, kopnęła mężczyznę w krocze, cięła dwoma brońmy walczącego z bratem wojownika po plecach. Ress uśmiechnął się i rzucił w jej stronę oszczep. Grot wbił się między żebra jeszcze pochylonego złodzieja wielbłądów.
Walka wygrana, ale Elf krwawi. Aili niewielkim nożem rozcięła do końca nogawkę Ress’ a. Wojownik ciężko usiadł na ziemi. Elfka polała ranę wodą, przyłożyła do niej kilka liści i zawinęła bandażem.. Pomogła wstać bratu.
-Jedziemy stąd zanim kolejni mili tubylcy zechcą się zaprzyjaźnić.
Ress stanął ciężko, opierając ciężar na zdrowej nodze. Opanował ból. Kwaśno uśmiechnął się do siostry.
-Masz racje siostrzyczko. Tylko pomóż mi wejść na wielbłąda. Szlag niech trafi Calimport i wszystkich którzy tu mieszkają!
Rodzeństwo wybuchło śmiechem. Poprawili pakunki. Pognali wielbłądy i przedzierając się przez coraz gęstszy tłum dotarli do bramy miasta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sheverish
Administrator



Dołączył: 25 Lis 2005
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:24, 05 Sty 2006    Temat postu: Brama i Pieczona Jaszczurka

Brama

-Hola! Hola! A wy dokąd? - krzyknął na Elfy strażnik bramy.
-Na pustynię przyjacielu. - grzecznie odpowiedziała Aili.
-To płacić mi tu podatek i to już! Myślicie, ze jak wyjedziecie dzień przed przyjściem poborcy to nie zapłacicie. Sto złotych koron mi tu szybko do wora, albo.....
Strażnik podniósł dłoń. Dookoła Elfów ustawił się krąg uzbrojonej straży. Ress uspokoił ruchem dłoni siostrę, która właśnie sięgała po broń. Dziewczyna uśmiechnęła się sięgnęła po sakiewki...
...o ziemie odbiły się dwie kiesy. Zaczął ulatniać się z nich złocisty pył. Ludzie zaczęli kaszleć i chrząkać. Rodzeństwo pogoniło wielbłądy. Ress wyciągnął zza pasa nóż i cisnął nim w zagradzającego mu drogę strażnika, który stał za daleko żeby się krztusić i zwijać z bólu płuc i gardła…
…Elfy popędziły na pustynie. Co jakiś czas świstały za nimi strzały. Jeden z pocisków zadrasnął wierzchowca Ress’ a. Wielbłąd wpadł w szał i przyspieszył jeszcze bardziej kroku, mecząc siebie i jeźdźca. Uciekli z Calimportu...

Pieczona Jaszczurka

Calimshańska pustynia w ciągu dnia nagrzewa się niczym patelnia, na której rodzeństwo smażyło upolowaną jaszczurkę, mimo iż był wieczór kamienie nie ostygły. Elfy pochmurne - zupełne inne niż Calimshańskie niebo - owinięci w koce z wielbłądziego futra grzały dłonie przy niewielkim ognisku. Jasny skaczący płomień, oświetlał im twarze i czynił je jeszcze bardziej przygnębiającymi. Jaszczurka skwierczała na patelni. Już doszła. Posiłek gotowy. Ale nikt nie miał siły po niego sięgnąć. Jednodniowy rajd, ucieczka przed strażą wycieńczył Elfy i spowodował śmierć obu wielbłądów. Aili musiała zabić swojego wierzchowca bo poparzył poduszki o piach i nie mógł dalej iść, a wielbłąd wojownika zmarł z wycieńczenia. Od tygodnia o własnych siłach tułają się przez piaski. Nie widząc początku, nie widząc końca...
-Aili?
-Mmm...?
-Jedz, ja nie jestem głodny.
Rana na udzie nomada jeszcze się nie zagoiła. Niekiedy otwierała się i na nowo było trzeba ją leczyć i zmarnować cały dzień na postój.
-Ja również braciszku.
-Jedz do cholery!
-Co? - Dziewczyna spojrzała się zdziwiona na brata, który tak rzadko podnosił na nią głos, że nawet nie pamiętała kiedy był ten ostatni raz.
-Nie pozwolę, żebyśmy oboje zginęli na tej przeklętej pustyni!
Aili nie wiedziała co powiedzieć. Zbladła. Nie sądziła, mogą tu zginąć. Nigdy nie była w tak kryzysowej sytuacji. Nie wiedział, że nomad i zabijaka - Ress - jest zdolny do takiego poświęcenia.
-Ress, ale my nie...
-Nie przeżyjemy tu oboje! Jedz! Albo ja albo ty! Ja i tak nigdzie nie dojdę z tą nogą! Jedz do cholery jasnej!
-Ress tak nie… tak nie można… - wyszeptał dziewczyna - nie wolno ci decydować kto zginie.
-Ty zdecyduj! Oboje, albo ja! Co wolisz!?
-Nie możesz tak, bo… bo…
-Bo co…?
-Czy zapomniałeś po co jedziemy przez pustynie! - Aili nabrała nowej odwagi. Nie zamierzała ani zginąć, ani zostawić brata. Coś musiała powiedzieć, sprzeciwić się i znalazła na to siłę. - Czy zapomniałeś o naszych rodzicach o Drowie, za którym podążamy? Zapomniałeś bracie?
Ress nie powiedział nic przez długą chwilę. Zastanawiał się nad czymś nie pojętym dla dziewczyny. W końcu przemógł się i powiedział:
-Wolisz głowę, czy ogon. Zastanów się. PO ogonie są gazy, a głowa jest gumowata.
Aili dopięła swego. Przekonała brata. Zrozumiała, że nie może się poddać nigdy, że ma za co walczyć, że ma komu pomagać…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sheverish
Administrator



Dołączył: 25 Lis 2005
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:26, 05 Sty 2006    Temat postu: Ratunek czy zguba i Male Zęby

Ratunek czy zguba?

Aili obudziła się gdy lekko dotknął ją brat. Dziewczyna pytającym wzrokiem spojrzała na Ress’ a. Elf szeptał:
-Słyszysz? Jakby ognisko i rżenie wielbłądów?
-Karawana. - Aili chciała poderwać się do pionu i wbiec na wydmy żeby przekonać się co tam jest. Ress chwycił ją za rękaw i powstrzymał.
-Albo banici.
-Oby karawana! - Dziewczyna wyrwała się z uścisku wstała i zaczęła szybko biec na wydmy. Ress podniósł się z trudem. Zaczął kuśtykać za siostrzyczką, klnąc pod nosem, że jej krótki lont ich zgubi.
Aili tymczasem wdrapała się na szczyt piaskowej góry. Wielki ,wyglądający jak srebrna brosza na purpurowo czarnym płaszczu nieba, Księżyc swym blaskiem oślepił na chwilę dziewczynę. Wiatr z południa wiał jej na twarz. Kaptur zsunął się, a włosy rozrzucone przez wiatr tańczyły tak jak na wieży w Calimporcie. Wróciły dziewczynie do głowy wspomnienia, na przykład to jak kilka tygodni temu stała na wydmach i obserwowała zachód Słońca nad pustynią, albo Calimport i jego ciemne ulice, w których rodzeństwo stoczyło dwie czy trzy potyczki z „miłymi tubylcami”.
Wojownik dotarł do końca pagórka. Zmęczony szarpnął siostrzyczkę za nogawkę i wyciągnął rękę w stronę kotliny między trzema wzgórzami.
-Karawana! - zakrzyknęli oboje i zaczęli zbiegać na dół jak opętani. Jednak ratunek.

Podróż przez Małe Zęby.

Amnijskie góry, Małe Zęby górują nad horyzontem. Ośnieżone szczyty, naturalnie białe i bez śladu brudu czy roślin, zmieniały barwy w blaskach kryjącego się za nimi Słońca. Piękno gór oszołomiło rodzeństwo. Przywykli do lekko górzystych piaszczystych terenów Aili i Ress nie mogły na dziwić się tym widokiem. Postrzępione wierzchołki przyciągały pomarańczowe oczy pustynnych Elfów. Różnokształtne wierchy budziły szacunek, czyniły ludzi niskimi tak samo jak w ogromie pustyni człowiek staje się nieznaczącym i przerzucanym przez wiatr z wydmy na wydmę. Ale pojedyncze ziarnko nic nie znaczy , a każda góra napawa serca grozą.
Rodzeństwo było w dobrym humorze. Noga Ress’ a zagoiła się całkowicie. Aili uspokoiła się i sprawia wrażenie, że zapomniała o tej ostrej wymianie słów na pustyni. Wojownik wstydził się tego tematu. Zrozumiał, że tak naprawdę jego poniosło.
Kupcy z Amnu wydawaliby się mili gdyby nie to, że ciągle liczą albo namnażają swoje bogactwo. Najodpowiedniejszym towarzystwem dla Elfów okazał się Trosick, najemny wojak z Cormyru, państwa położonego jakieś pół roku drogi stąd. Trosick to doświadczony żołnierz. Podróżuje z karawanami od czterech lat. Wcześniej był poszukiwaczem przygód i kilka udało mu się znaleźć:
- W okolicach Brodu Sztyletu, to taka miejscowość położona na ważnym szlaku karawan do Waterdeep. Co to jest Waterdeep? To samo co Calimport, ale jest chłodniej, a zamiast pustyni otaczają go lasy i pola. Więc na w Brodzie Sztyletu, ja i moja drużyna, długo by mówić kto ze mną podróżował, dostaliśmy zadanie od dowódcy garnizonu Pwyll’ a Krzykacza. Nie wiem czemu go tak nazywali. Głośno mówił, no ale nie krzyczał. Musieliśmy oczyścić jedno miejsce, a mianowicie dzień drogi od miasteczka zawsze był przytulny zagajniczek w którym odpoczywały konie i kupcy przed dalszą podróżą. Pewnego dnia w zagajniku pojawił się troll. Pożarł kilku kupców i w ogóle zmniejszył dochody zarówno Brodu jak i Waterdeep. A ponieważ to były jeszcze tereny Brodu to Pwyll zlecił to nam. Więc poszliśmy w to miejsce. Troll widać zagościł tu na dobre bo wszystko było po łamane i leżało na bruku trochę kości koni i ludzkich. Katrin - kapłanka boga Sprawiedliwych Tyra - zwymiotowała magowi na łeb. Jak ten się na nią wydarł to wstrząsnęło lasem i potworzysko przybiegło. Nasz bard i poeta drużynowy - Kodej z Kruczegopagórka , nie wiem gdzie to jest - był na to przygotowany. My nie mieliśmy nawet zapalonych pochodni - a trolle są łatwopalne, może dlatego że się nie myją - a Kodej wyciągnął z plecaka kapelusz z...... zapałek i o dziwo przekonał potwora -wszakże to kompletni idioci ale mówić potrafią - że to gustowny kapelusik w sam raz na jego śliczną główkę. Olbrzym założył czapeczkę nie spodziewając się podstępu - mózg ma za mały na takie domysły. Mag cisnął w pusty łeb trolla najsłabsze ogniste zaklęcie jakie posiadał w swym arsenale. Troll oszalał ze strachu gdy jego „gustowny kapelusik” zaczął się fajczyć i nie chciał przestać - wszakże bard mądra głowa na sączył go oliwą. I to koniec historii trolla w kapeluszu. No a nam się nieźle zarobiło. Jak opowiedzieliśmy to Pwyll’ owi mało co nie udusił się biedaczysko ze śmiechu. Jeszcze lepsza jest pieśń jaką napisał Kodej, ale ja nie mam słuchu do muzyki i jej ni w ząb nie pamiętam. - taką to opowieść Trosick przedstawił Elfom z czasów gdy był wolnym strzelcem.
Rodzeństwo wybuchło śmiechem razem z nowym przyjacielem. Nie mieli za bardzo jaką historią się odwdzięczyć więc odpowiedzieli mu po co pojechali tak daleko zamiast zostać w Muranie, położonym na skraju pustyni. Trosick wszystko przemyślał i powiedział rodzeństwie, że on też słyszał o Drizzcie do’ Urdenie i że chętnie pomoże im go poszukać bo ma już dość wleczenia się z karawanami i słuchania narzekań kupców. Obiecali sobie że wszystko przemyślą rano bo zaczęło się ściemniać a dziś nie oni mają trzymać wachtę w nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sheverish
Administrator



Dołączył: 25 Lis 2005
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:28, 05 Sty 2006    Temat postu: Nocne Emocje

Nocne emocje

Wachta wystawiona. Wszyscy śpią, oprócz dwóch wartowników. Siedzieli w milczeniu przy małym ognisku, popijając kawę i ostrząc broń, lub naprawiają kolczugi. Świerszcze jak każdej nocy rozpoczynały koncert. Strażnicy ignorowali nasilające się brzmienia owadów. Nie byli muzykami, ani poetami, nie interesował ich to. Trzask gałązki zbudził obu z półsnu. Poderwali się do góry. Jeden trzymał oburącz halabardę, a drugi próbował przecisnąć przez głowę kolczugę. Gdy zakończył już zakładanie pancerza podniósł z ziemi tarcze i pochodnie wsadził do ogniska, aby się rozpaliła, po czym uniósł ją nad głowę. Nerwowo rozglądali się około kwadransa. W końcu jeden z nich zauważył parę rogów wystających ponad trawy.
-Patrz, tam. - wskazał ręką. - Stado jeleni. Siedzimy dalej.
Odetchnęli z ulgą.
-Wiesz co. Nawet dobrze że to jelenie.
-Dlaczego? Mało co mi serce nie kropnęło.
-Bo jeleni mają czuły węch staruszku.
-Aa.... i spłoszą się jak coś wyczują?
-No właśnie!
-Tacy zwierzęcy wartownicy?
-Tak, trochę nas odciążą.
-To ja się może prześpię.
-Nie. Mamy pilnować razem. Samemu to i ja zasnę i co będzie.
-Masz rację.
Znów trzasnęły gałązki. Tym razem wojownicy spojrzeli na siebie. „Jelenie” pomyśleli naraz i dalej siedzieli przy ognisku nieświadomi co siedzi za krzakiem…

… -AGH....! Aaaagh! - Z traw powstała banda orków. Ubrani w jelenie skóry zielonoskórzy szarżowali na obóz. Na łbach nosili hełmy ozdobione rogami. Wartownicy zaklęli głośno. Pierwszy rzucił się do boju z halabardą. Topór orka rozszczepił na dwoje drzewiec a razem z nim wojownika. Drugi podniósł się i zarobił prosto w pierś z byka od orka. Poroże przebiło pancerz i zagłębiło się głęboko w ciele, krusząc żebra i szarpiąc płuca i serce...

...Aili w szybkim ruchem odcięła stopę przebiegającego koło niej orka. Stojąc z dwoma mieczami, skąpo ubrana, czekała na kolejnych napastników. Nie musiał długo czekać. Dwóch...

... orków skoczył na Ress’ a. Ten przygotował się na ten manewr. Nadstawił broń. Oszczep wyszedł drugą stroną czaszki napastnika. Topór kolejnego odbił się od wspanialej tarczy. Trosick doskoczył do chwiejącego się i zdziwionego wytrzymałością tarczy zielonskórego i pogruchotał mu bark ciężkim młotem...
...Dziewczyna zrobiła unik. Przykucnęła. Zrobiła przewrót w tył. Przeturlała się w bok. Wstała szybko i przygotował się na odparcie ciosu szaleńczo wymachującego dwuręcznym, olbrzymim toporem orka.. Skrzyżowała ostrza sejmitarów. Ork złowieszczo uśmiechnął się i potężnym zamachem próbował połamać broń Elfki. Zorientował się że źle zrobił gdy stracił w połowie zamachu dziewczynę z oczu. Aili stała już za nim i cięła go kilka krotne sejmitarami po...

...plecami do siebie stali Ress i Trosick. Wojownicy okrążeni przez pięciu uśmiechniętych od ucha do ucha orków. Głośno przełykali ślinę. Nie mogli wbiec w okrąg po zginęli by od broni orka sąsiadującego z tym którego by powalili. A pozostać między nimi również było niebezpiecznie gdyż nie sparowali by naraz kilku cięć wielkich orczych broni.
-INVITUS ASTA! - rozległ się krzyk. Dwóch orków padło od fali czerwonych języków ognia wydobywających się z rąk czarodzieja stojącego nieopodal.
-FIRTO MORTIS! - kolejna inkantacja przywołała do istnienia kulę wirującej mocy, która uderzyła w kolejnego zielonskórego z trzech pozostałych. Padł na ziemie.
Ostatni dwaj ruszyli szaleńczo krzycząc na maga. Ich topory osunęły się po niewidzialnej tarczy okalającej postać.
-REIL TEROSUD - dłonie czarodzieja otoczyła seria łańcuchowych wyładowań. Elektryczne wiązki biegały w tą i z powrotem po palcach mężczyzny aż w końcu wystrzeliły we wroga. Ork podniósł ramię i błyskawica nie drasnęła go prawie w ogóle. Mag zdziwił się refleksem orka. Jego twarz zbladła, jak by wiedział, ze powłoka otaczająca go nie wytrzyma ponownego uderzenia...

…sejmitarów rozdzierały po woli pancerz zielonskórego. Cały poraniony nie nadążał za tańcząca wokół niego taniec śmierci dziewczyną. Co jakiś czas próbował odgonić ją toporem, ale nie nadążał za jej wyćwiczonymi ruchami. Ostatecznie poddał się i runął na ziemię martwy. Dziewczyna odnalazła koło wozu swój łuk i kołczan. Wymierzyła w orka biegnącego w jej kierunku, gdy dostrzegła maga w czerwonej szacie i walącego w coś niewidzialnego przed nim orków. Zastanowiła się kto to może być? Opuściła łuk i to był…

…błąd popełnili obaj orkowie gdyż spuścili z oczu wojowników. W tej samej chwili legli na ziemi nieżywi. Jeden od szabli Ress’ a która rozpłatała mu czaszkę, a drugiego żebra pokruszyły się tak mocno od uderzenia młota, że nawet magia nie mogła by ich poskładać do kupy. Mag skinął na człowieka i elfa głową i ryknął:
-FIRTO MORTIS! - Magiczny pocisk rozerwał stojącego koło wozu orka, który właśnie unosił topór i celował w coś leżącego pod nim, w trawie.
Ress dostrzegł cisowy łuk siostry...
-NIE…! - krzyk wydobył się z samego wnętrza wojownika. Rzucił na ziemię broń i tarczę. Pobiegł z pianą na ustach na trzech orków rozgrabiających wóz. Zanim się zorientowali co się dzieje Elf zerwał łeb jednemu z nich z karku i rzucił nią za siebie. Zielonoskórzy sięgnęli po broń. Nomad pogruchotał orkowi szczękę pięścią, a drugą rękę zacisnął na jego kroczu. Uniósł go do góry i sparował nim cięcie topora ostatniego już napastnika. Cisnął trupem na orka i wykorzystał element dezorientacji wroga do skoczenia za niego, owinięcia łokcia wokół szyi i pochwycenia lewej ręki zielonskórego. Bark schwytanego w żelazny uchwyt pękł jak gałązka, a ork spojrzał za siebie. Upadł na trawę z nienaturalnie przekręconą głową.
Ress podbiegł do leżącej na ziemi siostry. Miała rozszarpany bark, mocno krwawiła. Elf w szale zaczął walić w ziemie zamkniętymi pięściami. Trosick i mag podeszli do niego. Wojownik położył Elfowi dłoń na ramieniu. Zapłakany Elf podniósł wzrok na ludzi stojących ze spuszczonymi głowami za nim.
-Braciszku… - Aili wydała z siebie ledwie słyszalny jęk.
-Nie martw wyjdziesz z tego! Uratuje cię! Nie możesz się poddać!
-Chce spać… zimno mi…
-Nie! Pamiętasz jaszczurkę? Smakowała ci? Złapie ci drugą! Nie możesz tracić nadziei…
-Elfie, ona…ona nie żyje. - wyszeptał mag.
Ress dostrzegł dopiero teraz, że Aili ma zamknięte powieki i szeroko otwarte usta. Jej wargi są zimne i blado niebieskie, tak jak i cała jej skóra. Zmarła. Nomad powoli położył ją na trawie. Wstał. Spojrzał w dal. Odwrócił się i minął ludzi. Wziął trzy orcze topory. Dwa z nich położył na ziemi, a trzecim skrócił ich trzonki o połowę. Przywdział hełm z poraża jelenia i założył wszystkie skóry jeleni, które zdarł z martwych orków. Stanął naprzeciw oniemiałemu magowi i wojownikowi.
-Zemsta… - szepnął.
Ludzie spojrzeli z grozą w oczach na siebie nawzajem. Elf wyglądał przerażająco opatulony skórami z rogami na głowie. Był gotowy na wszystko, a słowo „zemsta” brzmiało potwornie realnie. Biedna dziewczyna. Biedni orkowie. Nie wiadomo kto zginie okrutniej.
[i]
[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sheverish
Administrator



Dołączył: 25 Lis 2005
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:34, 05 Sty 2006    Temat postu: Droga Wojownika, Szlak Krwi

Droga Wojownika, Szlak Krwi


Elf szedł z głową nisko przy ziemi. Krew orków śmierdziała. W powietrzu unosił się też zapach strachu, paniki, bólu. Jeden z orków stracił swą paskudną łapę. Nie zabije już nią rzadnej młodej dziewczyny! Niestety wytrzymał cios i uciekł za grupą, zostawiając wyraźny ślad na trawie... łowca skorzystał z tej okazji. Pobiegł węsząc orków jak wilk tropi ranną zwierzynę, ale biegł tak samo szybko jak oni. Tylko, że orkowie musieli odpoczywać...

... więc spali spokojnie na leśnej polanie. Czuwał Zigur, gruby, wycieńczony biegiem, ale najmniej sprawny w walce. Wolał czatować niż zostać zarąbany za sprzeciwianie się dowódcy patrolu, który cudem przetrwał. Siedział więc, sam, w ciszy, spokoju, co jakiś czas narzekając na wiatr i na odór krwi...

...który przyciągnął łowcę. Tropiciel poprawił w dłoni topór, zbyt ciężki by mógł go dźwignąć w normalnych warunkach, ale to nie były normalne warunki. Szykował się do walki, obmyślał właśnie atak...

...zaskoczył całkowicie samotnego czatownika. Zerwał się i krzyknął, i były to ostatnie rzeczy które miał - wątpliwą bądź co bądź - przyjemność zrobić w swym marnym życiu. Toporzysko rozszcepiło mu mostek, rozcięło płuca i nadruszyło serce.. drugie uderzenie z góry rozbiło jego łeb na pół, masa z wnętrza głowy chlupnęła na wszystkie strony, cios poszedł dalej i zderzył się metalicznie z pierwszą bronią. Elf obcesowo szarpnął za topory pod lekkim kątem rozrywając jeszcze bardziej zmasakrowanego trupa. Ork padł, a pięciu następnych nie czekało na swoją kolej. Wstali i rzucili się do ucieczki.. jeden nie zdąrzył...

...."klang" rozbrzmiał pusty odgłos z czaszki stworzenia gdy obuch cięzkiej broni obił zielonskóremu łeb. Kolejny cios... "klang, grk" ..gdy pękły kostne szfy. Jeśli chodzi o głowę orka, nie było co zbierać...

...zieloni biegli, znowu. Szaleńczo jak zawsze. Turagg - ten bez ręki - zaczepił o gałąź i znów zaczął zostawiać krwisty ślad. Kaleka biegł wolniej, krzyczał by go zabrali by poczekali chwilę. Bracia zignorowali go, zaklnął głośno i chwile potem upadł ciężko na trawę.. a obok niego leżała druga kończyna. Świat stał się ciemniejszy niż zwykle. Mroki śmierci ogarnęły orka. Słyszał tylko odgłosy swych biegnących braci i ciężki tupot łowcy.. pomodłił się pierwszy raz w życiu, by łowca ich dorwał!

...Dziwnym trafem modlitwy bezrękiego orka zostały wysłuchane. Orkowie biegli, szybko i długo, myśleli że już go zgubili, ale cichy trzask zniweczył ich nadzieję. Runęli w dół, wszyscy trzej do trzymetrowego wilczego dołu, dwaj połamali nogi, a ostatni nadgarstek. To ich pułapka! na zwierzęta! By łatwiej było im polować. Teraz oni byli zwierzyną, i oni wpadli we własne sidła. Krzyk był niemiłosierny gdy elf odziany w futra, z jelenim hełmem na głowie i dwoma okrwawionymi toporami stanął na krawędzi dziury. Krzyki ucichły kilka chwil po tym jak skoczył na zielonych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum klanu Twierdza Utraconej Nadzieji Strona Główna -> Biblioteki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin